wtorek, 30 lipca 2013

Uzależniający świat Bollywood

U większości dziewczyn fascynacja Indiami rozpoczyna się wraz z pierwszym obejrzanym filmem Bollywood. I nie ma w tym nic dziwnego, gdyż ogromna ich większość nie tylko opowiada historię miłości niezwykle romantycznej i trwałej, ale i rozgrywa się w pięknych i egzotycznych dla nas plenerach Indii, w miastach pełnych zapachów.

Czymże jest jednak dobra historia miłosna bez przystojnego bohatera, którego męskość podkreślana jest na każdym kroku? O tak, kino bollywood daje nam wszystko, czego w skrytości serca pragniemy, a ponad to przepełnione jest muzyką, która dodatkowo przydaje uroku kolejnym bollywoodzkim hitom.
Zanim jednak przejdę do sedna sprawy, chciałabym opowiedzieć Wam o znaczeniu tego kina dla samych Hindusów. W kraju, gdzie nie każdy ma dostęp do edukacji, film jest często jedyną formą przekazu pewnych wartości. I to właśnie na tym najczęściej opierają się indyjskie filmy bollywood. Oczywiście, stanowią one fascynujące połączenie romansu, komedii, tragedii i musicalu. Najważniejsze jest jednak jak najbardziej jednoznaczne społeczne i moralne przesłanie. Dużą uwagę zwraca się tutaj zwłaszcza na poszanowanie wartości rodzinnych, a wszystkie zarysowane w filmach konflikty zawsze udaje się rozwiązać. Kto z nas nie pamięta "Kabhi khushi kabhie gham" ("Czasem słońce, czasem deszcz")? Film ten zdobył popularność nie tylko w Indiach, ale i na całym świecie. Historia zaczyna się typowo dla bollywoodzkiego hitu. Na pierwszym planie jest romantyczny bohater, który zaleca się do heroiny. Jest to możnaby wręcz rzecz, obowiązkowa sekwencja każdego filmu. Tutaj jednak zaczyna się konflikt, gdyż wybranka naszego zalotnika nie przynależy do tej samej kasty, a co więcej, jej pozycja społeczna jest dużo niższa. To nie zraża jednak bohatera, który stawia na miłość, czym zyskuje sobie niechęć własnej rodziny. Tutaj szczególnie ważna jest postać ojca, którego duma mocno ucierpiała. Koniec końców wygrywają jednak więzy rodzinne, a skłóceni ojciec (w tej roli poważny i stateczny Amitabh Bachchan) i syn padają sobie w objęcia (niezrównany w wyrażaniu cierpienia Shah Rukh Khan). Wyraźne i jasne przesłanie tego filmu, ukryte w tak wielu innych trzygodzinnych dziełach, zdaje się jednak nie do końca funkcjonować w społeczeństwie indyjskim. My w KKKG widzimy historię silnej i trwałej miłości, która pokonuje wszelkie przeszkody. Hindusi zaś historię miłości, która została uświęcona małżeństwem, pomimo sprzeciwu najważniejszej osoby w hierarchi rodziny, ojca. Jest to również opowieść, która nie bazuje na starym indyjskim zwyczaju aranżowania małżeństw, lecz spontanicznym uczuciu rodzącym się między dwojgiem młodych ludzi. Nie jest to jednak uczucie kwitnące powoli, lecz miłość od pierwszego wejrzenia, a więc najbardziej romantyczny jej aspekt. Dla Hindusów jest to więc również próba podjęcia tematu małżeństwa pozakastowego. A przesłanie? Małżeństwo "mieszane" nie powinno być potępiane, zerwijmy więc ze starymi i krzywdzącymi obyczajami. Niestety patrząc na indyjskich odbiorców odnoszę wrażenie, że nie do końca dostrzegają oni wagę przedstawionej opowieści. Jakby magia tej historii działała tylko w zaciszu kinowej sali. Czy rzeczywiście dostrzegają aspekt miłości, szacunku, czy to tylko kolejna z fantastycznych historii, odskoczni od codziennego życia? Życia, które z bollywodzkiem światem marzeń, nieskrępowanej miłości i odwagi nie ma nic wspólnego. Fakty dowodzą, że w Indiach wciąż dominuje forma aranżowania małżeństw. I nawet dziewczyny wychowywane w "nowoczesnych" rodzinach, umawiające się na randki, koniec końców poślubią partnera wybranego im przez rodziców. A mimo to w filmach bollywood raczej nie porusza się tematu małżeństw aranżowanych, lecz odwołuje do miłości romantycznej. Rzućmy jednak okiem na film p.t. "Arth". Film ten z 1982 roku opowiada historię mężczyzny o imieniu Inder, który wplątuje się w pozamałżeński związek z Kavitą, znaną aktorką. Postanawia on opuścić swoją, poślubioną w tradycyjny sposób żonę Pooję, która przechodzi w tym czasie odmianę duchową. Po długim okresie cierpienia odnajduje ona niezależność, spokój ducha i siłę. Odrzuca ona Raja, dobrego człowieka który ją pokochał, jak i jej męża, który skruszony chce odbudować ognisko domowe. Myślę, że Pooja jest symbolem wartości kobiety. W Indiach mówi się, że kobieta jest całkowicie zależna od męża, a bez niego nie ma żadnej wartości. A jednak przykład Poojy pokazuje nam, że kobieta może żyć samodzielnie, może wychowywać dziecko i być szczęśliwa. Gorąco polecam ten film każdemu, kto jeszcze go nie widział. Ostrzegam jednak, że nie jest to typowy film bollywood jaki znacie z takich produkcji jak "Devdas", czy "Veer Zara".
Samo Bollywood przeszło już wiele ewolucji. Od początków kina indyjskiego w 1899 roku, kiedy to realizowane były obrazy o tematyce mitologicznych eposów, aż po thrillery i filmy akcji. I mimo wielu zmian w tematyce podstawowa recepta na przebój kinowy pozostaje niezmienna. Taniec i śpiew to jak już wspomniałam nieodzowny element każdego indyjskiego filmu. Czy to sekwencje z udziałem pary głównych bohaterów, czy widowiskowe sceny grupowe, filmowe piosenki prezentowane w telewizji jako klipy muzyczne, często stają się hitami już przed premierą filmu.


Byłabym jednak niewiarygodna, gdybym nie wspomniała o gwiazdorach sceny bombajskiego kina. Kult gwiazdora i Shah Rukh Khan to właściwie synonimy. Przez fanów ten sławny na całym świecie indyjski aktor nazywany jest "Królem Khanem", a jego woskową figurę wystawiono w Muzeum Madame Tussaud w Londynie. Tego zaszczytu dostąpiły również inne gwiazdy, takie jak Miss World 1994, wzór kobiecej urody i wdzięku, Aishwarya Rai, czy supergwiazdor Amitabh Bachchan. W Indiach jednak status gwiazd bollywoodzkiego kina dorównuje niemalże boskiemu. Stają się oni wzorem do naśladowania dla młodego pokolenia, a młodzież szybko podchwytuje modę kreowaną przez gwiazdy. Nic więc dziwnego, że bohaterzy kina Bollywood napędzają indyjski przemysł filmowy nie mniej niż same produkcje.
Budżet bollywoodzkiego filmu waha się od 1,75 do 30 milionów dolarów. Kwotę tę pochłaniają nie tylko honoraria gwiazd, ale i egzotyczne plenery, efekty specjalne i prowadzona z rozmachem kampania reklamowa. Z ponad tysiąca filmów kręconych w ciągu roku, wiele z nich ma różne wersje językowe, albo angielskie napisy, zwłaszcza jeśli przeznaczone są one na rynek zagraniczny.
Niemniej jednak, pośród całej gamy komercyjnych celów, film bollywood ma oddziaływać na społeczeństwo, zwłaszcza na młodych ludzi. Tak stało się między innymi z nakręconym w 2006 roku filmem "Rang de Basanti", który nawoływał młode pokolenie do zaangażowania się w życie społeczne. Zaś piosenki z tego filmu, z których wiele jest autorstwa samego A.R. Rahmana, stały się hitem i synonimem walki o lepsze jutro.

Na koniec chciałabym wspomnieć o tzw. kinie nowej fali. W latach 50. i 60. XX wieku kino autorskie zdominował Satyajit Ray. Jego skłaniające do refleksji filmy przedstawiały codzienne życie w wioskach i miasteczkach Indii. Koncentrując się bardziej na realiach, niż na fantazjach i rozrywce, utorował on drogę takim reżyserkom jak Deepa Mehta i Mira Nair, które zdobyły międzynarodowe uznanie i wywierają wpływ na życie społeczne. Polecam szczególnie moje ulubione (choć nie najważniejsze) filmy w reżyserii Miry Nair, takie jak: "The Namesake", który dotyka problemu tożsamości, czy "Salaam Bombay", w którym reżyserka skupia się na losie dzieci ulicy i burdeli Bombaju.
A co z innymi, regionalnymi odmianami indyjskiego kina? :-) Tak jak Bollywood, które składa się ze zbitki słów Hollywood i Bombaj, tak i mamy do czynienia z Tollywood (telugu), Kollywood (tamilski), czy Mollywood (malajalam). Przyznam się szczerze, że nie miałam okazji poznać zbyt wielu filmów wyprodukowanych poza Bombajem, znam natomiast kilka filmów produkcji tamilskiej. I w związku z tym byłoby grzechem gdybym nie wspomniała o niekwestionowanej i uwielbianej gwieździe, jaką jest Shivaji Rao Gaikwad, znany również jako Rajnikanth.

Pieszczotliwie nazywany przez fanów "Rajini" jest jednym z najpopularniejszych współczesnych aktorów indyjskich. I choć sam Rajnikanth pochodzi z Bangalore, jest on otoczony kultem niemalże sakralnym przede wszystkim w stanie Tamil Nadu. Ten fakt mogę potwierdzić, gdyż Pari pochodzi z tego regionu Indii i mocno wychwala Rajinikantha, którego fenomenu ciągle jeszcze nie do końca rozumiem. Ale to jest chyba związane z mentalnością Hindusów, więc nie będę polemizowała ;-) Faktem jest, że Rajini doczekał się nagród filmowych jego imienia: Superstar Rajini Award i Rajinikanth Legendary Award, choć pogłoski mówią, że sam gwiazdor jest nastwiony do nich sceptycznie.
A jak to jest w samym indyjskim kinie? Jest okrutnie zimno! Jeżeli więc jesteście w Indiach i macie ochotę na film, koniecznie ubierzcie długie spodnie i bluzę. Hindusi mają irytujący zwyczaj ustawiania klimatyzacji na bardzo niskie temperatury. Sam film poprzedzać będzie dość długi blok reklamowy. Jako jedne z pierwszych przedstawione są zazwyczaj krótkie filmy z serii "Terrorism STOP". Są to scenki zwracające uwagę na porzucone przedmioty i sygnalizujące działania jakie należy podjąć w sytuacji zagrożenia, uczulające społeczeństwo indyjskie do działania. Następnie będziemy musieli powstać do hymnu.


Wcale nie żartuję! Sama po raz pierwszy spotykam się z aktem patriotyzmu w takim miejscu, chociaż przyznam, że z mojego punktu widzenia to zupełnie niepoważne. Powyżej wersja hymnu, którą możecie zobaczyć w kinach pvr.
Same filmy są cenzurowane. Weźmy na przykład "Titanica". Wszelkie sceny na których można zobaczyć nagą część kobiecego ciała zostały wycięte lub mocno ocenzurowane, a więc: sceny szkicowania Rose, scena miłości w samochodzie, sam szkic Rose, a nawet kubistyczne kształty na obrazie Picassa ;-) Tego wszystkiego na indyjskim ekranie nie zobaczymy. Słowa zaś takie jak "bitch" zgrabnie zamieniane są na "witch". W kinie indyjskim będziemy również przestrzegani przed zgubnymi konsekwencjami palenia tytoniu. Oznacza to, że w każdej scenie w której bohaterowie zaciągają się papierosem, cygarem lub żują tabakę, będzie pojawiał się napis: "smoking is injurious to health". Fajnym ułatwieniem są natomiast napisy po angielsku i nie ma tutaj znaczenia czy film jest w angielskiej wersji językowej. Bilet do kina kosztuje w sieci kin pvr 80 rupii w dzień powszedni (ok. 4,50zł), a w weekend nawet 130 rupii (ok. 7zł). Premiery są zazwyczaj dużo droższe (ok. 200-250 rupii). W samym kinie oprócz miejsc zwykłych, które są naprawdę bardzo wygodne, są również dostępne miejsca dla vip'ów. Są to duże, komfortowe fotele w ostatnim rzędzie. Przesiadać się w trakcie filmu nie polecam, gdyż bardzo szybko przyjdzie ktoś z obsługi kina i zapyta nas, czy mamy bilet na to miejsce. Dodatkową usługą jakiej nie uświadczymy w Polsce jest możliwość zamówienia przekąsek i napojów, które zostaną nam dostarczone na miejsce w czasie przerwy. Musicie bowiem wiedzieć, że podczas każdego filmu, i nie ma tutaj znaczenia czy trwa on półtorej, czy trzy godziny, jest mniej więcej w połowie dziesięciominutowa przerwa. Czasami taka przerwa jest mocno irytująca, zwłaszcza gdy film zostanie zatrzymany w takim momencie, w którym zatrzymany być nie powinien. Sami Hindusi reagują wtedy zazwyczaj głośnym: buuuu, albo: nooo ;-)
Na koniec polecam Wam http://timesofindia.indiatimes.com/entertainment/previews/bollywood. Każdy, kto chciałby śledzić na bieżąco nowości kinowe powinien tam zajrzeć. Podobno bardzo szybko pojawiają się one potem w internecie! Piractwo jest wprawdzie zabronione, ale na ulicy łatwo spotkać kogoś, kto dysponuje nieoryginalnymi wersjami wszystkich najnowszych hitów. Ale jak to w Indiach, absurd goni absurd :-)

21 komentarzy:

  1. kiedys mialam prawdziwa manie na filmy bollywood. i na wszystkich ryczalam jak male dziecko ;) w szczegolnosci na veer-zaara, gdyby jutra nie bylo oraz na nigdy nie mow zegnaj.

    OdpowiedzUsuń
  2. no ba;)! ja też beczałam jak bóbr! wyjątkowe wyciskacze łez :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałam dość poważną "fazę" na Bolly. Wszystko zaczęło się od "czasem słońce czasem deszcz", i przez to także zaczęłam się interesować kulturą Indii.

    Wspaniały wpis :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie też bollywoody sprawiły, że zaczęły interesować mnie Indie :)

      Usuń
  4. Jak większość zaczynałam od KKKG, ale będąc w Singapurze mam dużo okazji zetknąć się z kinem tamilskim. Kiedyś przez przypadek w telewizji złapałam "Poo" i byłam pod ogromnym wrażeniem - magiczna i niesamowicie tragiczna historia miłosna, ale bez bollywodzkiego lukru i brokatu. Potem z tamilskimi znajomymi byliśmy w kinie na "Maatran".. ale nie było napisów xD Znajome musiały robić za lektorów xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widziałaś "Endhiran", o robocie, który się zakochał ;p?

      Usuń
    2. Endhiran był tragiczny! Ryczałam ze śmiechu jak bóbr, aż mnie brzuch rozbolał. Nie, nie nie!

      Usuń
  5. Ja też zaczynałam od Kabhi Kushi Khabi Gham, mam nawet oryginalną ścieżkę dźwiękową z tego filmu.:) Jestem bardzo ciekawa jak w Indiach był przyjęty film My name is Khan, który pokazywał jak zmieniła się sytuacja osób arabskiego pochodzenia mieszkających w USA po zamachu z 11 września...
    Pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
  6. My name is khan"- genialny film, byłam w kinie, w Polsce ten film został naprawdę świetnie przyjęty nawet przez antyfanów bollywoodzkiego kina;)
    Ja swego czasu byłam maniaczką Bollywood, to dzięki tym filmom rowniez zaczelam zainteresować się kulturą Indii. Zaczęłam od KKKG oczywiscie gdy został ten film dołączony do gazety, nie jestem oryginalna:) Mega się uzależniłam, w liceum zdążyłam zobaczyć chyba z 50 filmow... Bardzo polecam Ci mój ukochany film bolly, mianowicie "faana", na czele oczywiście królowa bolly Kajol, i niesamowicie przystojny Aamir Khan:) Druga część została nakręcona w Zakopanem!! Niesamowity wyciskacz łez

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem szczerze, że nie wiem jak ten film był przyjęty tutaj w Indiach. Ja widziałam go w kinie w Berlinie podczas studiów. A tam wszyscy biegli na film z powodu Shah Rukh Khana ;) "Faana" akurat nie widziałam, ale chętnie sięgnę jak wrócę do Polski, bo tutaj się jakoś nie mogę przełamać ;) I nie wiedziałam, że był kręcony w Zako!

      Usuń
    2. Jak tylko wrócisz, koniecznie obejrz, nie jest to typowe romansidło:)) Pozdrawiam!

      Usuń
    3. Dla mnie Faana za smutna... dołująca wręcz T_T

      Usuń
    4. *Fanaa :D

      Jest smutna, ale mnie na przykład taki rodzaj smutku się podobał. Napisałabym coś jeszcze, ale byłby to spojler duży bardzo.

      Również polecam C:

      Usuń
    5. Faana prawdziwe arcydzieło! Nie mogłam się otrząsnąć przez kilka dni. Za smutna to prawda. Jeden z najlepszych filmów wszech czasów dla mnie.

      Usuń
  7. Ja widziałam KKKG w jedynce, potem był HULCHUL dołączony do gazety i wkręciłam się na dobre ;) Teraz jestem absolutną fanką Miry Nair. Aczkolwiek odkąd mieszkam w Indiach to nie widziałam ani jednego filmu bollywood. Są one tak dalekie od rzeczywistoście, że jakoś nie mogę się zmusić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mów, że kiedykolwiek utożsamiałaś je w najmniejszym stopniu z rzeczywistością? W społeczeństwie indyjskim panuje właśnie takie przekonanie, że filmy przedstawiają taki idealny świat, taki jak powinien być w przeciwieństwie od tego co mamy na codzień. Im bardziej więc jest idealnie i oderwanie od rzeczywistości tym lepiej. Zupełnie na odwrót niż u nas. Gdzie np. na filmwebie w komentarzach najbardziej dla widzów liczy się realizm. Jeśli jakieś fakty w filmie są nie spójne z realizmem to od razu film jest krytykowany.

      Usuń
  8. To ja się wybiję, bo moim pierwszym bollywoodem był Devdas i do dziś pozostaje tym ulubionym. K3G, podobnie jak większość produkcji mu podobnych, było dla mnie zbyt przesłodzone. Ogólnie mam problem z tymi filmami, bo zawsze denerwuje mnie wiatr w zamkniętych pomieszczeniach, dziwne łączenie zachodnich ubrań czy na przykład to, że taka Shanti z Om Shanti Om nie próbowała uciekać innym wyjściem - wątpię, że takowego nie było. Za to podobały mi się, mniej już popularne, Monsunowe wesele, Black, magiczny Saawariya czy trochę już mniej kolorowa Yuva. Widziałaś może któryś z nich?
    Tak przy okazji, zastanawiam się, jak przyjęty został w Indiach (też fajny!) film Salaam Namaste ze swoją półnagością, pocałunkami i innymi śmiesznymi rzeczami C:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Absolutnie uwielbiam "Devdasa", również do dzisiaj mój ulubiony. W ogóle bardzo lubię kostiumowe filmy bollywood :) Co do dziwnego łączenia ubrań, niestety indusi mają taki kiczowaty styl, to znaczy łączą ciuchy, których my byśmy nigdy razem nie zestawili, np. ze wzgędu na kolor czy wzór. Co do "Monsoon Wedding" np, jestem absolutną fanką Miry Nair :)
      Co do wspomnianej nagości, nie wiem jak film został odebrany, ale mogę sobie wyobrazić :) Starsi odbiorcy z pewnością pomstowali pięściami, a "młodzież" reagowała pewnie uśmieszkami. Indusi są niedojrzali seksualnie i niestety właśnie widząc parę trzymającą się za ręce reagują niezdrowo, śmiechem, zażeonwaniem. Wspominjmy jeszcze fakt, że tutaj wszystkie jakiekolwiek sceny bliskości są z filmów wycinane. Cenzura obejmuje również pocałunki!

      Usuń
  9. Też zaczęłam od KKGK, a przez to nie mogę oglądać innych filmów, gdzie parą nie są SRK i Kajol. Oglądałaś może film "My name is Khan"? Piękny

    OdpowiedzUsuń
  10. Widziałam "My name is Khan". Całkiem niezły :) Ja najbardziej lubię starsze filmy, takie jak "Żona dla zuchwałych" np. Calkowicie Cię rozumiem Patrycjo co do pary Shah Rukh i Kajol, ale uwierz mi, wystarczy, że obejrzysz filmy z Amirem Khanem, czy Hrithikiem Roshanem np. i nie będziesz mogła oderwać się od nich :) Będzie ok. Ja osobiście nie przepadam za np. Abhishekiem Bachchanem. Jakoś nie przemawia do mnie jego gra aktorska. No ale co prawda, to prawda. Shah Rukh rządzi ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń