czwartek, 7 listopada 2013

Mangalyaan, czyli o tym jak Indusi chcą zdobywać Marsa

W 2008 roku Indie stały się areną dla międzynarodowego sukcesu, kiedy to wysłana przez nich pierwsza bezzałogowa sonda Chandrayaan-1 wykryła cząsteczki wody na Księżycu. I chociaż niecały rok później misja została zakończona na skutek niespodziewanej utraty kontaktu z sondą, to Indusi już po upływie niespełna 5 lat wysyłają w kosmos kolejną sondę, tym razem w kierunku Marsa. Celem tej misji jest nie tylko pochwalenie się zdolnościami technologicznymi kraju, ale i stworzenie nowych miejsc pracy.  

TV screen shot
Nie brakuje jednak w Indiach głosów mocno krytykujących start kosztującej 54 000 000 Euro sondy. Co czwarta głodująca na świecie osoba to Indus, podkreślana jest więc mocno konieczność zniwelowania w pierwszej kolejności problemów już istniejących na ziemi. Z drugiej strony wielu młodych ludzi jest podekscytowanych tym nagłym podbojem kosmosu. Mówi się o prestiżu oraz szybkim rozwoju Indii, przypieczętowanym poprzez właśnie takie osiągnięcia. 
Nie zmienia to jednak faktu, że stawka jest wysoka. Dotychczas tylko Stanom Zjednoczonym, Rosji i Europie udało się dotrzeć do Czerwonej Planety, a ponieważ plany Chin i Japonii zostały skazane na niepowodzenie, Indie mają szansę stać się w Azji numerem jeden w sprawie wypraw na Marsa. Szef ISRO Koppillil Radhakrishnan twierdzi jednak, że to nie wyścig o panowanie w kosmosie jest w tej kwestii rozstrzygającym czynnikiem. Podkreśla on znaczenie tego wydarzenia z naukowego punktu widzenia, gdyż misja ta mogłaby dostarczyć odpowiedzi na wiele nurtujących nas dzisiaj pytań, między innymi, czy na Marsie obecny jest metan, jak i pozwolić wyciągnąć wnioski na temat ewentualnej obecności człowieka na tej odległej planecie. 
Indie prowadzą własny program kosmiczny już od 1963 roku. Dotychczas jednak chodziło niemal wyłącznie o przedsięwzięcia kosmiczne, które można było wykorzystać dla poprawy jakości życia na Ziemi. Angażowano się więc w projektowanie, budowę, a także umieszczanie na orbicie satelitów mających usprawniać połączenia telekomunikacyjne, czy ostrzegać przed kataklizmami. Tym razem Indusi stawiają na rozwój ekonomiczny kraju chcąc przyciągnąć zagranicznych inwestorów. Wszystkie instrumenty pomiarowe, sonda, oraz rakieta wynosząca ją na orbitę są produkcji indyjskiej. Jeżeli misja zakończy się sukcesem, Indie staną się pierwszoligowym graczem na kosmicznej arenie. Taki obrót sprawy miałby pociągnąć za sobą gwałtowny boom przemysłu lotniczego, rozwój nawigacji i technologii satelitarnej oraz stworzenia milionów nowych miejsc pracy dla młodych i zdolnych Indusów. 
Sonda, która ma do przebycia ponad 780 mln kilometrów, powinna dotrzeć na orbitę Czerwonej Planety we wrześniu przyszłego roku. Sukces będzie dla Indii z pewnością istotnym punktem rozwoju, porażka pożywką dla sceptyków. Ja na razie będę mocno trzymała kciuki, bo Indie, które obecnie tkwią w kryzysie, potrzebują tego sukcesu. Chociaż muszę przyznać, że i w moim sercu tli się niewielki płomień niezrozumienia dla tej inwestycji. Gdybym jednak miała wybór, myślę, że nie wahałabym się w przeznaczeniu tych funduszy na rozwój szkół czy na pomoc dla najuboższych, ale przede wszystkim na rozwój infrastruktury kraju. Bo czy w tym wypadku można mówić o wyborze większego dobra?

Więcej informacji na temat misji sondy Mangalyaan znajdziecie tutaj.